W mojej szkole podstawowej, co roku organizowano wybory miss klasy. Też tego doświadczyłaś, czy Ciebie to ominęło? Ja już nawet pomijam fakt, że jakoś nikt nie organizował wyborów mistera klasy. Chłopców szczęśliwie ominęły klasyfikacje publiczne w tej dziedzinie. Ale pamiętam napięcie, które się we mnie pojawiało kiedy co roku okazywało się, że właśnie nadszedł dzień wyborów, chłopcy dostają karteczki i każdy ma oddać głos na najładniejszą jego zdaniem koleżankę… Coś mi w tym nie pasowało, ale nie umiałam tego nazwać. Dręczyło mnie jednak niejasne odczucie, jakby wartość dziewczynek leżała w rękach chłopców.
Pewnego roku, w siódmej klasie miss klasy zostałam – ja. Pamiętam cichą radość, że mnie lubią najbardziej, że jestem „ładna” i … ogromne przerażenie, kiedy okazało się, że właśnie w tym roku organizowane będą również wybory miss szkoły. „Występ publiczny przed całą szkołą? To się na pewno jakoś wyjaśni….” – myślałam sobie po cichu, licząc na to, że do wyborów nie dojdzie.
W dniu wydarzenia dotarłam na miejsce chwilę przed czasem, w swojej najładniejszej, ale raczej skromnej sukience. Jedna z organizatorek poinformowała mnie, że „rzeczy mogę zostawić w szatni”. Na początku nie zrozumiałam o co jej chodzi, ale wkrótce stało się dla mnie jasne, że moje „rywalki” pojawiły się na miejscu z naręczami ubrań na zmianę i przeróżnych rekwizytów. Poczułam się „ nie na swojej planecie”. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść.
Zaczynając od końca – do pierwszej trójki weszły dwie najbogatsze dziewczynki w szkole oraz jedna z przebojowym charakterem. Faktycznie, robiły wrażenie. Ja odpadłam przed finałem. Jednak zanim odpadłam, zrobiłam coś, co później kazało mi o sobie myśleć „zdradziłam siebie”.
Rzecz była niby niewielka, ale wywołała duże zamieszanie wśród osób, które mnie znały. W czasie konkurencji, w której miałyśmy zaprezentować swoje hobby, moje bogate koleżanki pojawiły się na scenie w pełnym wyposażeniu do jazdy konnej. Wyglądały pięknie. W toczkach na głowach, bryczesach, z palcatami w rękach, z wielkim zaangażowaniem opowiadały o swojej pasji i jak to cudownie jest galopować na koniu. Nagle wszystko wokół mnie zrobiło się szare. Widownia, jury, nawet ja sama – straciliśmy kolory, które wyrażały naszą naszość. Kiedy nadeszła moja kolej na opowiedzenie o hobby, miałam bardzo pustą pustkę w głowie. Wszystkie moje pasje przestały być pasjonujące. Poza tym, brak rekwizytów, które mogłyby potwierdzić prawdziwość moich zamiłowań, zadał im w moich oczach ostateczny i śmiertelny cios. Tak więc, w jednym zdaniu, po przecinkach, bez rozwinięcia, wymieniłam swoje hobby. Na koniec zaś dodałam „i jeżdżę konno”, chociaż jazdy konnej miałam zasmakować dopiero w zbliżającym się roku, ale o tym nie mogłam wtedy jeszcze wiedzieć:)
„Przecież ty nie jeździsz konno”, słyszałam potem powtarzane milion razy przez moich przyjaciół i znajomych. „Dlaczego skłamałaś?”, pytali skanując mnie wzrokiem. „Dobre pytanie! Dlaczego? Sama chciałabym wiedzieć co we mnie wstąpiło…”, myślałam w duchu.
Dlaczego nie potrafiłam po prostu być autentyczna i szczerze opowiedzieć o moich pasjach? Prawdopodobnie uwierzyłam, że to czego nie mam jest ważniejsze od tego kim jestem. Ciekawe, bo podobnym przekonaniem nie wykazała się ta koleżanka, która jako trzecia weszła do pierwszej trójki, pomimo braku jeździeckich atrybutów. I wygrała na tym, że niezrażona przepychem rywalek, potrafiła pozostać „przy sobie”. A to jest prawdziwa sztuka.
Dlaczego opowiadam Ci tą historię? Ponieważ mam wrażenie, że jest ona po części o wszystkich kobietach. Żyjemy w przeważająco męskim świecie 3K – korporacji, konkurencji i korzyści (własnych). W tym świecie obowiązują standardy, które wymagają ciągłej oceny i porównywania. Kto się przyda bardzo, bardziej i najbardziej oraz do czego. Na czerwono zaznaczane są nasze błędy, niewiedza i niedociągnięcia. Na tapecie ciągle są tematy, w których jeszcze musimy się doszkolić, podciągnąć i rozwijać. Wszystkie te zewnętrzne głosy z czasem stają się jednym, nieustannie krytycznym głosem w naszej głowie. Znasz ten głos? O czym Twój głos do Ciebie mówi?
Z moich, wielu już w tej chwili, rozmów z kobietami wyłaniają się trzy schematy myślowe, które wprowadziły mnie w lekkie osłupienie, kiedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę jak regularnie pojawiają się w naszej kobiecej psychice. Te schematy często wcale nie są świadome i widoczne na pierwszy rzut oka. Wielką trójkę stanowią: Nie jestem dobra. Nie jestem cenna. Nie jestem kochana. Prawdziwa moc tych stwierdzeń ujawnia się jednak dopiero, kiedy słyszysz je od kogoś mówione w trzeciej osobie:
Jesteś dobra.
Jesteś cenna.
Jesteś kochana.
Bardzo wiele kobiet słysząc te słowa zaczyna płakać. Często nigdy nie słyszały, żeby ktoś tak do nich mówił. Same do siebie tak nie mówią – ich wewnętrzny krytyk ma głównie wgraną płytę o byciu niewystarczającą, niekompletną i niezasługującą…
Nasze kobiece serca uwierzyły, że nie jesteśmy dobre, ponieważ byłyśmy raczej obserwowane w celu wprowadzenia korekty, niż prawdziwie widziane z naszymi dobrymi intencjami i wysiłkiem, który wkładałyśmy w naukę życia na tym świecie
że nie jesteśmy cenne, ponieważ nikt nie zadał sobie trudu, żeby dowiedzieć się i pomóc nam zrozumieć kim naprawdę jesteśmy i jaką w związku z tym posiadamy wartość, co wnosimy do świata swoją obecnością
że nie jesteśmy kochane, ponieważ nie czułyśmy się chciane takie jakie byłyśmy, w pełni słyszane z naszymi potrzebami i marzeniami
Trudno jest cieszyć się pracą i życiem z takimi przekonaniami o sobie. Dobra wiadomość jest jednak taka, że możemy wszystkie te deficyty wypełnić. Dać sobie to czego nie potrafili nam dać nasi opiekunowie. Dostawać to czego potrzebujemy od innych. Dawać innym to czego oni potrzebują, żeby mogli wypełnić swoje deficyty. Być dla siebie nawzajem wsparciem.
A jak to jest u Ciebie? Jak „wielka trójka” jest obecna w Twoim życiu?
Czego potrzebujesz, żeby czuć się dobrą, cenna i kochaną?
Co możesz zrobić, żeby tak właśnie się czuć?
Na koniec chciałam Ci jeszcze powiedzieć:
Jesteś dobra.
Jesteś cenna.
Jesteś kochana.
Dobrze, że jesteś!
Ściskam Cię serdecznie:)
Magda